- Szybciej - usłyszałam donośny głos przyjaciela.
Miał rację, trzeba przyśpieszyć. Jeśli chcieliśmy uciec przed patrolem policji, musieliśmy przyspieszyć, już i tak powolne ruchy.
Mike był dość wysportowany, ale dla mnie był to nie lada wysiłek. Z natury nie jestem umięśniona, nie mam też prawie wcale tego tłuszczyku co inne nastolatki w moim wieku, wyglądam jak patyk, sama skóra i kości. Nic więcej. Rodzice podejrzewali mnie o różne typu choroby. Jednym z podejrzeń była anoreksja. Rodzice specjalnie przez miesiąc chodzili za mną i sprawdzali ile jem, postanowiłam wtedy zmuszać się do jedzenia, aby przestali mnie osądzać. Przecież się nie głodzę, po prostu nie czuję głodu. Teraz nadal nie jem za dużo, ale to nic nie szkodzi, bo mój organizm już do tego przywykł i nie mam z tym problemu. Co prawda wcale nie tyje, ale to o szczęścia nie jest mi potrzebne. W takim cele mogę żyć i jest mi dobrze.
Zdążyliśmy wyjść z ciemnego budynku i przebiec do dobrej kryjówki, jakim jest las. Dziś wykonaliśmy planowaną już od dawna akcję. Razem z Nick'em w trójkę dopracowaliśmy ją w każdym calu, od godziny rozpoczęcia do dokładnego obliczenia upłynnionego czasu. Nawet nie wiem dlaczego akurat to miejsce wybraliśmy na nasz "napad". Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie patrol, który po raz pierwszy przyjechał na ten teren. Od miesięcy sprawdzaliśmy czy wszystko jest tutaj bezpieczne. Obserwowaliśmy to miejsce dość długo, żeby zorientować się kiedy jest czysto od policji. Ale niestety policja była chytrzejsza...
Miałam bardzo proste zadanie, wystarczyło, ze weszłam do środka i poszukała czegoś co moglibyśmy stad zabrać. Chcieliśmy trochę zarobić, na starych i niepotrzebnych już rzeczach. W środku nie było za ciekawie, kupa kurzu i pajęczyn. Chodziłam po długich korytarzach dawno zapomnianych ruin, aż nagle coś przyciągnęło moją uwagę. Znajdował się tam jakiś herb na poszarpanym materiale. Szczerze mówiąc trochę mi się spodobał. Kiedy podeszłam bliżej do biurka, nad którym znajdował się materiał, poczułam lekki powiew na prawym policzku. Nagle kolorowy materiał poruszył się na wietrze. Teraz widziałam dokładnie każdy milimetr tajemniczej tkaniny. Na nim znajdowały się kontury murów jakiegoś zamku lub cokolwiek to miało być, na środku widoczna była malutka gwiazdka, a pod spodem widniał napis. Teraz był on tylko w kawałkach, bo czas zostawił na nim trwałą pamiątkę w postaci śladów. Jedyne litery, które mogłam odczytać brzmiały: A, K, O, D. Za nic nie mogłam ich zrozumieć. Nie łączyły się w żadną logiczną całość. Postanowiłam się tym nie przejmować. Przecież to nie moja rola. Pobiegłam w stronę wyjścia do starszego przyjaciela, on kończył już swoje dzieło na ścianie budynku. Nie wiem po co to robił, przecież nie było to konieczne.
Podczas, gdy stałam obok i czekałam na wiernego kompana, zauważyłam w oddali światełka. Przybliżyłam się bliżej Mike'a z pewnymi obawami.
- Mike co to jest? - zapytałam lekko szturchając przyjaciela, jednak on nieustannie kończył swoje dzieło. Obróciłam się, żeby zorientować się czy światełka znikły. Na nieszczęście były coraz bardziej widoczne. Zaczęłam intensywnie go szturchać, on tylko na mnie warknął. Teraz to mnie zdenerwował. Obróciłam się i usłyszałam syreny samochodu policyjnego. Teraz już nie będzie tak łatwo. Pociągnęłam Mike za ramię. On tylko głośno zaklął, ale potem zobaczył nadjeżdżającą policje i miał mi zamiar dziękować.
Teraz biegniemy, szybciej i szybciej. Wyprzedziłam o parę metrów przyjaciela, kiedy nie wyczuwałam już niebezpieczeństwa, odwróciłam się w celu zlokalizowania chłopaka. Nie było go tam. Zaczęłam głośno krzyczeć. Wpadłam w głęboką panikę.
Mam nyktofobię, czyli strach przed ciemnością, zawsze kiedy jestem sama w jakimś ciemnym miejscu tracę wszystkie zmysły, obawiam się o najgorsze.
Po kolei sprawdzałam swoje kieszenie w poszukiwaniu mojej podręcznej latarki, którą dostałam rok temu na urodziny od Nick'a. Byłam mu bardzo wdzięczna za prezent, który prawie codziennie ratował mi życie. Teraz jednak nie mogłam go znaleźć, niech to szlag.
Nie pozostało mi nic innego jak jeszcze głośniej krzyczeć.
- RATUNKU!!! - głos roznosił się po całym lesie i odbijał się od jednego drzewa do drugiego. Przez jeszcze niecałą minutę słychać było uciszające się echo. Spróbowałam jeszcze raz, tym razem o wiele głośniej - RATUNKU!!! - teraz udało mi się krzyknąć dwa albo nawet trzy razy głośniej.
Już po niecałych czterech minutach na oczach ujrzałam oślepiający blask latarek. Jestem uratowana. Zaraz, zaraz.. przecież uciekałam przed policją. Uderzyłam się o głowię ręką tak mocno, że miałam ochotę mocno psiknąć, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam.
- Zostajesz zatrzymana - zostałam objęta przez jakieś szerokie męskie ramiona, moje ręce zostały pociągnięte do tyłu. Wkoło nadgarstków poczułam zimny metal. Kajdanki.
Zostałam doprowadzona do radiowozu przez policjanta. Jedną ręką schylił mi głowę i prawie wepchnął mnie do środka. Tam również znalazłam moją zgubę. Mike siedział obok mnie, nawet nie miałam ochoty na niego spojrzeć. Kto jak kto, ale on dobrze mnie zna i powinien wiedzieć, że mam poważną nyktofobię, a jeśli ja go ciągnę to nie robię tego dla zabawy, tylko po to, żeby go ostrzec, a jeśli on każe mi biec szybciej, to niech robi to samo.
Przez całą drogę na komisariat Mike siedział ze spuszczoną głową, a ja patrzyłam na ciemne widoki przez okno. Teraz siedzę przed policjantem i wyjaśniam mu wszystko.
- Nic nie wynieśliśmy, ja nie miałam zamiaru malować po tych ścianach - wyjaśniałam.
Po kilku minutach zobaczyłam mojego tatę za szybą.
- Dobrze - rzucił policjant i wyszedł pomówić z moim tatą.
Bałam się tam spojrzeć, ale chwilę po tym przełamałam swój lęk. Mój ojciec uważnie słuchał słów brodatego mężczyzny i co chwila przytakiwał. Wiem co będzie w domu, nawet nie chcę o tym myśleć. Znowu będzie długa pogadanka o moim zachowaniu, o tym, że powinnam się zmienić. Jestem taka odkąd Ed i Jasmine zniknęli. To moje starsze rodzeństwo, zawsze wszystko robiliśmy razem, aż pewnego dnia zniknęli bez śladu, bez słowa. Miałam wtedy czternaście lat. Wtedy również poznałam Nick'a i Mike, oni po części zapełniają wielką dziurę w moim sercu po stracie części rodziny.
- Jesteś wolna - głos barczystego mężczyzny wyrwał mnie z rozmyślań.
Po upływie kilkunastu sekund zostałam wyprowadzona z pomieszczenia i oddana w ręce taty.